Berliner weisse, czyli lekkie kwaśne piwo, które swoje bardzo niskie pH zawdzięcza przede wszystkim pracy bakterii kwasu mlekowego, jest świetnym, orzeźwiającym latem trunkiem. Jeszcze do niedawna polscy piwowarzy rzemieślniczy dość niechętnie sięgali po ten styl, głównie chcąc uniknąć wprowadzania nowych mikroorganizmów do browaru, co bywa czasem ryzykowne. Powoli się jednak to zmienia i mogliśmy już spróbować zarówno wersje prezentujące kraftowe tradycyjne podejście do tego rodzaju piwa, ale także różne wariacje na temat tego stylu. Jedną z nich jest Ich Bin Ein Minister z Browaru Setka.
Ich Bin Ein Minister to nawiązanie do słów prezydenta USA – Johna F. Kennedy’ego, wypowiedzianych po niemiecku podczas jego wizyty w Berlinie w 1963 r. Chciał on wtedy podkreślić solidarność odciętych od świata Zachodu mieszkańców Berlina Zachodniego. Słowo „Minister” w nazwie recenzowanego dziś piwa znalazło się, ponieważ jest to kooperacja między Browarem Setka oraz poznańskim pubem Ministerstwo Browaru.
Jeśli jesteśmy już przy opakowaniu, to trochę niepokoi mnie to, że na etykiecie Ich Bin Ein Minister nie ma ani słowa o bakteriach Lactobacillus, o kwasie mlekowym, ani nawet o słodzie zakwaszającym. Mam nadzieję, że jest to jakieś przeoczenie, bo nie wyobrażam sobie tego stylu bez tego rodzaju zakwaszenia. W odróżnieniu od niemieckich przedstawicieli berliner weisse, twórcy Ich Bin Ein Minister postanowili nachmielić je po amerykańsku – zdecydowano się na trzy odmiany: Simcoe, Mosaic, El Dorado. Dwie pierwsze są wg mnie bardzo ciekawe i są przeze mnie bardzo lubiane. Simcoe z reguły wnosi nuty iglaste, żywiczne, natomiast Mosaic naftowe, białych owoców. Z El Dorado mam już rzadziej do czynienia, choć Internet podpowiada, że może on dać równie interesujące co pozostałe efekty – wnosi on bowiem aromaty arbuza, gruszki oraz owoców pestkowych. Chmielu jednak zapewne nie poszło zbyt wiele, ponieważ na etykiecie podano, że należy się spodziewać goryczki na poziomie jedynie 20 IBU, co nie jest jakąś mega wartością. Biorąc jednak pod uwagę niski ekstrakt tego piwa, to i tak gorzki smak pewnie będzie wyczuwalny.
Piwo niestety trochę czekało na swoją kolej i trochę obawiam się tego, ile z tej chmielowości się jeszcze ostało. Mam nadzieję też, że nie będzie w tym piwie zbyt wielu oznak utlenienia – niestety jasne, lekkie piwa bardzo źle znoszą upływ czasu. No, ale nic – trzeba spróbować, co tam Setka z Ministerstwem Browaru wymodzili 😉
Styl: berliner weisse
Ekstrakt: 9%
Alk. obj.: 3,6%
IBU: 20
Data przydatności: 23.03.2017
Kolor: Żółte, mętne.
Piana: Średnio obfita, umiarkowanie trwała, opada do nierównego kożuszka.
Zapach: Miodowy, jakiś taki dziwny. Coś mi w nim przeszkadza, ale nie bardzo wiem co.
Smak: Zdecydowanie za mało kwaśne. Kwaśność jest na poziomie typowej herbaty z cytryną i… miodem. Tak, lekka miodowość również się pojawia. Poza tym jest sporo zbożowej słodowości, choć nie znaczy to, że piwo jest treściwe. Jest wręcz odwrotnie, ponieważ Ich Bin Ein Minister jest piwem bardzo lekkim, a nawet wodnistym.
Wysycenie: Wysokie
Niestety się zawiodłem. Spodziewałem się, że Ich Bin Ein Minister będzie kwaśny jak cytryna, co zostanie podbite dodatkowo cytrusami w aromacie. Niestety nie dostałem ani jednego, ani drugiego. Jakkolwiek brak aromatu może mieć związek ze zbliżającą się datą przydatności do spożycia, to jednak brak kwaśności jest dla mnie w przypadku berlinera nie do pomyślenia. A szkoda, bo kwaśne piwa to zdecydowanie coś, co wpada w mój gust. Tym razem, Setce ta sztuka nie udała się.
Cena: 8,99 zł za 0,5 litra w hipermarkecie