Bubel prawny, jakim jest obowiązująca obecnie ustawa o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi, umożliwia samorządom m.in. wprowadzenie na ich terytorium zakazu sprzedaży alkoholu w nocy. Okazuje się, że ta swego rodzaju prohibicja może zostać wprowadzona w moim rodzinnym mieście, w Policach.
O sprawie poinformował na swoim blogu jeden z polickich radnych rządzącej w gminie Wspólnoty Samorządowej Gryf XXI, Grzegorz Ufniarz. Projekt uchwały, który ma trafić pod głosowanie w najbliższy wtorek, zakłada wprowadzenie „ograniczenia sprzedaży napojów alkoholowych, przeznaczonych do spożycia poza miejscem sprzedaży w godzinach od 22:00 do 6:00” na terenie Osiedla nr 7 Anny Jagiellonki w Policach.
Sprawa dotyczy jak na razie tylko jednego osiedla, na którym taki zakaz miałby zostać wprowadzony, i jest związana ze skargami jego mieszkańców na zakłócenia porządku w nocy w pobliżu jednego z osiedlowych sklepów z alkoholem. Jak czytamy w uzasadnieniu: „Z bazy danych Straży Miejskiej wynika, że w okresie od 01.01.2017 r. do 09.08.2017 r. odnotowano w pobliżu ul. Kardynała Wyszyńskiego 42 oraz na pobliskim pasażu łącznie 51 interwencji, nałożono 19 mandatów karnych. Zaś w roku 2018 w okresie od 1 stycznia do 18 lipca straż miejska odnotowała 44 interwencje”. Powoływanie się na statystyki straży miejskiej jest wg mnie nieco dziwne, ponieważ funkcjonariusze tej służby w nocy nie pracują i interwencje w godzinach nocnych może podjąć de facto jedynie policja.
A co ja o tym sądzę? Mnie ten problem akurat nie dotyczy, ponieważ alkohol kupowałem w nocy może ze dwa razy w życiu. Uważam jednak, że zakaz w tej formie niczego nie zmieni. Osoby chcące się zaopatrzyć w nocy w alkohol, pójdą po prostu kawałek dalej, do najbliższego sklepu nieobjętego prohibicją. I spokojnie wrócą na swoje stałe miejsca, w których ten alkohol do tej pory spożywali. Całość tej sprawy pokazuje, że wprowadzenie niesamowicie głupiego w mojej ocenie zakazu spożywania alkoholu w miejscach publicznych kompletnie nic nie dał – m.in. dlatego, że jest cholernie ciężki do wyegzekwowania. Jak trunki były spożywane na ulicach, tak są nadal spożywane. Niestety, mamy jednak obecnie rok wyborczy, więc ograniczenia w tej, czy w innej formie, przejdą, co ze strony mieszkańców stojących za skargami w tej sprawie może zaowocować przy urnie wyborczej nowymi głosami.
Jeśli już zakaz miałby zostać wprowadzony, to wolałbym, aby dotyczył on jedynie mocnych alkoholi, np. o woltażu powyżej 15%. Nie wiem, czy obecne brzmienie ustawy takie rozwiązanie dopuszcza – to już pytanie do prawników, ale mogłoby to spowodować, że osoba, która przyjdzie do takiego sklepu z zamiarem kupienia wódki, czy innego mocnego alkoholu, będzie miała do wyboru jedynie piwo i wino. Owszem, jednym i drugim można się nawalić, ale na pewno wolniej i mniej wydajnie niż „połówką czystej”. Być może takiemu delikwentowi nie będzie się chciało szukać innego sklepu i po prostu zaopatrzy się lżejsze napoje. Jednocześnie dobrze byłoby częściej kontrolować newralgiczne miejsca (np. czy alkohol sprzedawany jest osobom pod wpływem, gdzie jest on spożywany itd.) i w ten sposób zwalczać patologie.
A jeśli nowe zapisy wejdą w życie, to będziemy mieć dwa martwe zakazy – zakaz spożywania i zakaz sprzedaży alkoholu. Na tym ostatnim nikt nie zyska, a stracą jedynie przedsiębiorcy, którzy prowadzą nocne sklepy z alkoholem.
Nowelizacja ustawy o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi weszła w życie w styczniu tego roku. Do najważniejszych zmian należą: wprowadzenie zakazu spożywania alkoholu w miejscach publicznych (wcześniej obowiązywał on jedynie na ulicach, placach i w parkach), a także możliwość ograniczania przez samorząd na danym terenie sprzedaży alkoholu – czy to za sprawą zmniejszenia liczby zezwoleń danego rodzaju, czy też za pomocą prohibicji.