Trzecia edycja wrocławskiego festiwalu Beer Geek Madness, która odbyła się we wrześniu ubiegłego roku, zaowocowała kilkoma ciekawymi premierami. Jedną z nich było mocno chmielone, imperialne gose, czyli podrasowana wersja jasnego, kwaśnego piwa pszenicznego z dodatkiem soli i kolendry. F*ck the boundaries, bo o nim mowa, zostało uwarzone przez Browar Brokreacja, który tym samym debiutuje na moim blogu. Podczas imprezy zrobiło ono niezłą furorę, głównie z uwagi na bardzo ciekawy, owocowo-przyprawowy aromat oraz kwaśno-słono-gorzką kompozycję. Obecnie na rynku dostępna jest druga (chyba) warka tego piwa sprawdźmy więc, czy wciąż robi wrażenie.
Jak na debiutancki „występ” przystało, przydałoby się napisać kilka słów o debiutancie. Browar Brokreacja to krakowski kontraktowiec, który powstał w 2015 r. jako owoc współpracy Mateusza Górskiego oraz Filipa Kuźniarza. Obecnie w portfolio mają już 15 piw, z których 13 odwołuje się do zawodów nazwanych w języku angielskim. 2 pozostałe należą do tzw. linii eksperymentalnej – jednym z nich jest recenzowane dzisiaj F*ck the boundaries, drugim zaś Nafciarz Dukielski uwarzony w kooperacji z Browarem Dukla. Chłopaki zajmują się głównie piwami nowofalowymi – różnego rodzaju IPA, stoutami, ale w ofercie mają też choćby weizena, czy też czeskiego pilznera.
Jest to już trzecie gose na moim blogu, wliczając wariację na temat tego stylu w wykonaniu Kingpina i niemieckiego Freigeist Bierkultur. Regularne wersje tego gatunku mają z reguły ekstrakt na poziomie 11-12° Plato oraz charakteryzuje się śladowym chmieleniem, bowiem BJCP podaje dla niego widełki 5-12 IBU. Browar Brokreacja postanowił dość mocno podrasować te parametry – ekstrakt został podniesiony o 4-5° Plato do poziomu odpowiedniego raczej dla IPA, czy też koźlaka. Jednak imperialność F*ck the boundaries przejawia się głównie w chmieleniu – użyto czterech odmian chmielu: rzadko używanego w Polsce niemieckiego Hallertau Blanc oraz zdecydowanie bardziej znanego goryczkowego Magnum, a także popularnych chmieli amerykańskich: Simcoe i Citra. Jeśli chodzi o dodatki typowe dla gose, to Brokreacja podała trochę szczegółów. Wykorzystano kolendrę indyjską, która dodawana jest też choćby do witbierów oraz sól himalajską, która ponoć jest najzdrowszą solą na świecie, ponieważ jest niezanieczyszczona i w zasadzie nieprzetworzona.
Styl: imperial hoppy gose
Ekstrakt: 16%
Alk. obj.: 6,2%
IBU: 60
Data przydatności: 23.03.2017 r.
Kolor: Jasnożółte, mętne.
Piana: Niska, nawet przy wymuszaniu i agresywnym nalewaniu nie chce się utworzyć. Cienka warstewka szybko zaczyna się dziurawić i po chwili na powierzchni piwa unoszą się wyłącznie większe pęcherzyki. Na szkle pozostaje sładowy lejsing.
Zapach: Kolendra i mało przyjemny, taki a’la warzywny aromat słodu pilzneńskiego. Przy dokładniejszym wwąchaniu się można wyczuć mleczne nuty kwasu mlekowego ze słodu zakwaszającego.
Smak: W smaku jest przede wszystkim mdło – nuty warzywne (mam wątpliwości, czy jest to tylko słód pilzneński, czy też nawinął się DMS) w połączeniu z wyraźną kolendrą. Na drugim planie wyraźna wzmacniającą pełnię tego piwa oraz warstwę słodową, która w F*ck the boundaries ma charakter zbożowy. Na finiszu mlekowa, stosunkowo niska (spodziewałem się wyższej) kwaśność walczy o dominację z zaznaczoną, ale niezbyt intensywną goryczką, z którą chyba nieznacznie wygrywa. Kwaśność jest na poziomie minimalnie wyższym od tej znanej z weizena albo witbiera. Z obiecanej chmielowości (w składzie znalazły się m.in. amerykańskie odmiany chmielu) otrzymaliśmy niewiele poza goryczką, która jest całkiem wyraźnie zaznaczona.
Wysycenie: Ciut powyżej średniej, odpowiednie dla stylu.
Zawiodłem się tym piwem. F*ck the boundaries zatraciło wg mnie charakter gose, które jest stylem lekkim, pijalnym i orzeźwiającym. Nie pasuje mi w nim wyraźny, warzywny posmak słodu pilzneńskiego (a może to DMS?), który sprawia, że trunek wydaje się cięższy niż jest w rzeczywistości. Spodziewałem się też wyższej kwaśności. Trzeba jednak pamiętać, że przy jego produkcji nie wykorzystano bakterii Lactobaccilus, ani kwasu mlekowego, ale tylko słodu zakwaszającego, tj. takiego, który został podczas preparowania spryskany kwasem mlekowym. Nazwa stylu zamieszczona na etykiecie sugeruje intensywne nachmielenie, niestety zarówno w smaku i aromacie, otrzymałem niewiele poza wyraźnie zaznaczoną goryczką. Na szczęście zarówno kolendra, jak i sól, są wyraźnie wyczuwalne, więc nie ma wątpliwości, że mamy do czynienia z wariacją na temat gose. Pierwsza, festiwalowa warka F*ck the boundaries została uwarzona w małym Browarze Marysia w Szczyrzycu, recenzowana zaś w dużym Browarze „Gryf”. Być może receptura nie została odpowiednio przepisana na większą skalę, przez co piwo pozbawione zostało swoich głównych zalet.
Cena: piwo otrzymane w ramach współpracy ze szczecińskim sklepem Chmiel – Świat Piwa