Wstyd się przyznać, jak rzadko odwiedzam szczecińskie browary restauracyjne. A mieszkam od nich w najgorszym przypadku godzinę jazdy komunikacją miejską. W Nowym Browarze Szczecin nie byłem jeszcze ani razu, w Browarze Wyszak po raz pierwszy i jedyny byłem w kwietniu ubiegłego roku. W Starej Komendzie bywałem dość regularnie na początku mojej przygody z piwem, w czasach gdy byłem jeszcze studentem i nie było jeszcze lokali z piwem nowofalowym, takich jak np. Český Film. Ostatnio, dzięki premierze Porteru Komendowego 387, znów miałem okazję znów być w najdłużej obecnie działającym minibrowarze w Szczecinie.
O lokalu
Stara Komenda ruszyła we wrześniu 2011 r. , zatem nie tak dawno obchodziła swoje szóste urodziny. Było to w czasach, gdy – nawiązując do klasyka – w Szczecinie nie było niczego. Lokal mieści się przy pl. Batorego w Szczecinie w zabytkowym budynku z 1867 r., w którym przed II wojną światową mieściła się Komendantura Garnizonu Wojskowego. W pobliżu znajduje się efektowny Czerwony Ratusz, w którym już w najbliższym tygodniu otworzy się Słody – Multitap & Bistro.
Restauracja Stara Komenda to niezbyt przestrzenna sala. Aby zwiększyć liczbę stolików wygospodarowano na piętrze trochę miejsca, z którego bardzo fajnie widać sam browar. Niestety, tam nie dotarłem, więc nie mam stamtąd żadnych zdjęć. Niemniej widziałem, że sporo osób tam wchodziło, więc na pewno jest miejsca tam nie brakuje :).
Mała 2,5-hektolitrowa warzelnia marki Kaspar Schulz stoi za bezpośrednio za barem i jest doskonale widoczna praktycznie z całego lokalu. W osobnych dwóch chłodzonych pomieszczeniach znalazło się kilka zbiorników leżakowych oraz wyszynkowych. Jak mówi piwowar Starej Komendy i jednocześnie sędzia BJCP Filip Mazur, taki układ pozwala mu na odpowiednie wyleżakowanie lagerów, co w wielu tego typu browarach nie jest oczywistością.
W dniu premiery, a były to Andrzejki, odbywał się występ zespołu muzycznego Soul Brothers, więc część sali została przeznaczona na sprzęt i instrumenty, a większość stolików w dolnej części była zarezerwowana.
Co zjadłem?
Menu restauracji nie należy do najbogatszych, jednak bez trudu można znaleźć coś dla siebie. No, chyba, że ktoś jest wegetarianinem lub weganinem – to wtedy będzie miał trochę więcej problemów. Dominują potrawy mięsne – ba, pośród dań głównych znajdziemy tylko takie (oprócz smażonego dorsza). Są więc żeberka, jest też golonka. Ciekawostką są potrawy, których nigdzie indziej dotąd nie spotkałem – tj. paprykarz własnej roboty (dla wielu symbol Szczecina) z pajdą chleba jako przekąska, czy też piecuchy lub placki lotaryńskie w kilku wersjach. Tę ostatnią potrawę, jako jedną z najtańszych, próbowałem już kilka lat temu w wersji pikantnej (z boczkiem, serem pasterskim, cebulą, ostrymi papryczkami i sosem jalapeno) i wówczas mi smakowało.
Tym razem postanowiłem trochę zaszaleć i zamówiłem sobie stek z rostbefu grillowany na ogniu, podawany z opiekanymi ziemniaczkami, kolbą kukurydzy glazurowaną masełkiem czosnkowym i pikantnym sosem jalapeno. Poprosiłem o średnio wysmażony i taki właśnie dostałem. Jak dla mnie, pod względem wysmażenia, był idealny – ładnie przypieczony z wierzchu i czerwony oraz soczysty wewnątrz.
Jeśli chodzi o dodatki to zaciekawił mnie pomysł z gotowaną/pieczoną kukurydzą w kolbie. Zaskoczyła mnie też temperatura podpieczonych ziemniaków, które były mega gorące, co skończyło się lekkim oparzeniem podniebienia ;). Wspomniany sos jalopeno oparty był chyba na majonezie i był naprawdę niezły, choć – jak dla mnie – mógłby być jeszcze ostrzejszy. No, ale ja mam dość mocno wyśrubowany próg odczuwania ostrości. Porcja była spora – na tyle, że spokojnie się najadłem. W końcu całość kosztowała 42 zł ;).
Co piłem?
Browar Stara Komenda wystartował, rzekłbym, klasycznie. Początkowo dostępne były trzy warzone tam piwa – Jasne, Pszeniczne i Bursztynowe, które było i jest takim półciemnym piwem. W tamtym czasie, jeśli dobrze pamiętam, za najciekawsze uważałem wariant bursztynowy, ponieważ dość wyraźnie różnił się od standardowej oferty koncernów. Po jakimś czasie z czwartego nalewaka zaczęto serwować tzw. piwo specjalne, którego styl jest dostosowywany m.in. do danej pory roku, czy też do konkretnej okazji.
Do Starej Komendy przyszedłem na dłuższą chwilę przed wyznaczoną godziną premiery nowego porteru bałtyckiego i rzutem na taśmę załapałem się jeszcze na końcówkę poprzedniego piwa specjalnego – Cascade Belgian Pale Ale. Postanowiłem więc spróbować wszystkich czterech piw i zamówiłem sobie zestaw degustacyjny, składający się z próbek o pojemności 150 ml.
#324: Stara Komenda – Pszeniczne
Jako pierwsze spróbowałem Pszeniczne, czyli typowy hefeweizen fermentowany tzw. wubekami, czyli drożdżami WB-06, przeznaczonymi do piw pszenicznych w typie bawarskim. Do nachmielenia tego piwa wykorzystywana jest niemiecka odmiana Hallertauer Tradition. Do jego wyglądu piwa nie można było się przyczepić – Pszeniczne było mocno, wręcz mlecznie zmętnione, jasnożółtej barwy. Piana również była nienaganna. W zapachu i smaku dostałem przede wszystkim zbożowość, z niezbyt intensywnym bananem i delikatną gumą balonową. Gdzieś tam w tle było coś co można byłoby określić, jako akcenty papierowe (nie mylić z mokrym kartonem, będącym objawem utlenienia), które nie są niczym niezwykłym w piwach pszenicznych na suchych drożdżach. Mnie osobiście zabrakło trochę goździka, jednak piwo oceniam dość dobrze. Typowy weizen.
Cena: 12 zł za zestaw degustacyjny czterech piw, 7 zł za 0,33 l
#325: Stara Komenda – Jasne
Zgodnie z zasadą degustacji piw od najjaśniejszego do najciemniejszego, jako drugie spróbowałem Jasne. Wygląd tego piwa był standardowy – złote, dość mocno opalizujące, z ładną, dość puszystą i trwałą pianą. Zapach to przede wszystkim zboże z przyjemną ziołową nutką chmielu. I właśnie ten chmiel, którym wg informacji uzyskanych od Filipa Mazura okazał się Saaz aka Żatecki, dał w smaku naprawdę fajny efekt. Dość wyraźnie goryczkowy finisz bardzo dobrze kontrował zbożowość, dzięki czemu Jasne było naprawdę przyjemne i wyraziste. Najlepsze piwo ze standardowej oferty Starej Komendy i całkiem przyzwoity (choć mętny) pils.
Cena: 12 zł za zestaw degustacyjny czterech piw, 7 zł za 0,33 l
#326: Stara Komenda – Bursztynowe
Tak jak już wyżej pisałem, najlepsze wspomnienia sprzed lat miałem z Bursztynowym. Faktycznie, jego barwa, którą wręcz określiłbym nawet jako miedzianą, w pełni uzasadniała jego nazwę. W zapachu i smaku wg mnie było to jednak najbardziej nijakie piwo – gdzieś tam przewijał się karmel z ledwie wyczuwalną nutką czekolady i kawy. W tle majaczył mało lubiany przeze mnie słód pilzneński. Goryczkę zapamiętałem jako niską. Na całe szczęście Bursztynowe słodkie nie było, jednak i tak uważam to piwo za świetne dla osób, które dopiero co zaczynają eksplorować świat piwa.
Cena: 12 zł za zestaw degustacyjny czterech piw, 7 zł za 0,33 l
#326: Stara Komenda – Cascade Belgian Pale Ale
Jak już wspomniałem, udało mi się jeszcze trafić na końcówkę beczki piwa sezonowego, którym okazało się Cascade Belgian Pale Ale. Jak sama nazwa wskazuje było to dość lekkie ale, fermentowane belgijskimi drożdżami i chmielone Cascadem. Kolor był standardowy dla stylu belgian pale ale, którego najbardziej znanym przedstawicielem jest Palm. W smaku samej Belgii zbytnio nie czułem, ot był głównie karmel i troszkę biszkoptów. Wszystko to było fajnie skontrowane nowofalowym chmieleniem i to pomimo tego, że – jak później się dowiedziałem – piwo do najświeższych już nie należało. Niemniej była to miła niespodzianka.
Cena: 12 zł za zestaw degustacyjny czterech piw, 8 zł za 0,33 l
#326: Stara Komenda – Porter Komendowy 387
No, w końcu przyszedł czas na crème de la crème tamtego wieczoru, dla którego przede wszystkim pojawiłem się wtedy w Starej Komendzie. Porter Komendowy 387, bo to o nim mowa, to porter bałtycki leżakowany przez 387 dni w beczce po białym winie. Parametry tego piwa były jak najbardziej prawilne – 23° Plato oraz 9,5% alkoholu. Warto zaznaczyć, uwarzenie tak mocnego piwa na warzelni 2,5 hl do łatwych wyzwań nie należy – aby uzyskać niecałe 200 litrów piwa, z uwagi na dużą ilość zasypu, konieczne było ugotowanie aż trzech warek!
Już zaraz po nalaniu Porteru do pokalu uwagę zwracała świetna, gęsta piana, przypominająca tę osiąganą za pomocą azotu, czy też nalewania pompą. No, dobra, ale przejdźmy do smaku. A ten okazał się naprawdę piękny. Beczka wyszła na pierwszy plan i to nie w formie kwasu, a bardzo przyjemnych winnych owoców. W aromacie zresztą było podobnie. Na drugim planie znalazła się deserowa czekolada. Na finiszu wracało znów wino, wnosząc przyjemną cierpkość. Alkohol, choć piwo miało go naprawdę sporo, był wręcz niewyczuwalny, co jest zasługą dłuuuugiego leżakowania. Delikatny minus to, jak dla mnie, trochę zbyt mała treściwość, której trochę mi brakowało. Nie obraziłbym się też, gdyby nasycenie było minimalnie niższe.
Mam też wersję butelkową – spodziewajcie się więc oddzielnej, pełnowymiarowej recenzji :).
Cena: 15 zł za 0,33 l
Podsumowanie
No, w końcu udało mi się zawitać do Starej Komendy. Choć daleko do tego lokalu nie mam, jakoś dłuuuugo nie mogłem tam dotrzeć, choć od jakiegoś czasu pod względem piwnym dzieje się tam coraz więcej. Jedzenie w tym lokalu jest smaczne, choć dość drogie. Piwo natomiast – przynajmniej solidne. Jak na browar restauracyjny – nie zawiodłem się. A premierowy Porter Komendowy 387 to prawdziwy sztos, uwarzenia którego serdecznie gratuluję Starej Komendzie i Filipowi Mazurowi.
PS.
Sorry za jakość zdjęć – wszystkie robione były telefonem.