Zapewne każdy doświadczony piwowar domowy spotkał się z pojęciem piwnego granatu – wybuchu butelki z piwem, spowodowanego błędami w sztuce, czy też zakażeniem. Niedofermentowanie piwa, zbyt duża ilość surowca do refermentacji, złe rozmieszanie syropu cukrowego – to, nie licząc zakażeń, najczęstsze błędy, które mogą w odpowiednich warunkach doprowadzić do rozerwania butelki z piwem. Granaty zdarzają się jednak również w przypadku piw komercyjnych i to z podobnych przyczyn, jak to jest w przypadku piwowarstwa domowego. Co jakiś czas słyszy się o tego typu problemach polskich browarów rzemieślniczych – jednak nie tylko oni mają z tym problemy.
Wczoraj, 25 sierpnia, po raz pierwszy od momentu początków mojego zainteresowania się piwem, doświadczyłem zjawiska wybuchu butelki. Winowajcą była butelka o pojemności 0,75 litra, zamknięta korkiem i koszyczkiem, belgijskiego piwa w stylu quadrupel z trapistowskiego browaru Chimay. Dostałem je parę dni temu na urodziny i jeszcze nie znalazłem bezpiecznego miejsca, gdzie mógłbym je bezpiecznie trzymać. Stało na dywanie i akurat wczoraj niechcący je delikatnie popchnąłem tak, że oparło się o szafkę – wtedy wybuchło. Niektóre odłamki przeleciały około metra, także siła była naprawdę spora. Na szczęście obyło się bez ofiar w ludziach ;).
Osobiście podejrzewam, że winowajcą były jakieś wcześniejsze mikrouszkodzenia butelki, które w połączeniu z refermentacją dały taki, a nie inny efekt. Niemniej w przypadku wszystkich piw niepasteryzowanych, w tym także tych refermentowanych w butelce, zalecam ostrożność.
PS. Na Instagramie obiecałem, że wczoraj opublikuję recenzję Potiomkina z Browaru Raduga, niestety przez sprzątanie po Chimay zabrakło mi czasu i tekst pojawi się dopiero dzisiaj :/.