Jeszcze do niedawna browary restauracyjne nie powalały szerokością asortymentu swoich piw, ponieważ w ich piwnym menu niepodzielnie królował żelazny zestaw piw: jasnego, ciemnego i pszenicznego. Teraz trochę się już to zmienia – coraz więcej restauracji, przy których działa warzelnia, pozwala sobie na coraz odważniejsze eksperymenty warząc nowofalowe piwa. Wśród nich od dawna już jest Browar Widawa z podwrocławskiej Chrząstawy Małej, który należy do wąskiej grupy najbardziej innowacyjnych tego typu browarów, czego dowodem jest choćby to, że jego właściciel, Wojtek Frączyk, odważnie poszedł w leżakowanie piw w sprowadzanych przez siebie drewnianych beczkach. Dziś jednak postanowiłem sięgnąć po coś bardziej klasycznego, a zarazem nowofalowego – zapraszam do lektury moich wrażeń z degustacji piwa Simcoe Pils.
Simcoe Pils to, jak sama nazwa wskazuje, piwo w stylu american pils, który jest wariacją na temat dobrze znanego nam w Europie pilsnera. Należy go odróżnić popularnego w USA koncernowego american lagera, którego ikoną jest często spotykany w holiłódzkich filmach bezsmakowy, niskoalkoholowy Bud Light. American pils jest, w porównaniu do swojego lżejszego amerykańskiego kuzyna, piwem trochę bardziej ekstraktywnym i znacznie bardziej nachmielonym amerykańskimi odmianami zarówno na aromat, jak i na goryczkę.
W przypadku Simcoe Pils z Browaru Widawa piwo zostało nachmielone jedną odmianą – Simcoe, która znana jest przede wszystkim z żywicznego, leśnego aromatu. Jako, że jest ono niepasteryzowane, to nauczony już doświadczeniem z niezbyt dobrą trwałością wyrobów Widawy, postanowiłem je wypić w pierwszej kolejności, na drugi dzień po zakupie. Mam nadzieję, że będzie z nim wszystko w porządku – wszak do upłynięcia terminu przydatności do spożycia pozostało jeszcze ponad 2 tygodnie.
Styl: american pils
Ekstrakt: 11,6%
Alk. obj.: 4,7%
IBU: b/d
Data przydatności do spożycia: 27.08.2016
Kolor: Jasnożółte, początkowo opalizujące. Przy każdej dolewce piwo jest coraz bardziej mętne.
Piana: Piana bardzo obfita, sztywna, nawet przy ostrożnym nalewaniu wychodzi ze szkła. Piwo jest ewidentnie przegazowane. Piana jest trwała, ale bardzo szybko się dziurawi strzępi
Zapach: Kwiatowy, lekko mydlany. Zapach zapowiada też podwyższoną kwaśność. W tle lekka żywica od chmielu Simcoe.
Smak: Profil zdominowany przez amerykański chmiel. Po chwili język zaczyna wyczuwać kwaśność i cierpkość, których raczej w tym stylu być nie powinno. Goryczka wysoka, lekko zalegająca.
Wysycenie: Bardzo wysokie, szczypiące w język i gardło.
Niestety, ale stało się to, czego się obawiałem. Już sam zapach zdradził, że z moim egzemplarzem dzieje się coś złego i prawdopodobnie wdała się jakaś delikatna infekcja. Nalanie piwa do szklanki tylko to potwierdziło, ponieważ, choć butelka ma pojemność 0,33 litra, to musiałem je nalewać na kilka razy – tak obfita powstała piana. Degustowany Simcoe Pils był zatem ewidentnie przegazowany. Co ciekawe, piwo nie wylatywało z butelki, a przed nalaniem zachowywało się nad wyraz spokojnie. Smak potwierdził mi również, że piwo zaczęło się już psuć – kwaśnych i cierpkich nut w american pilsie być raczej nie powinno. A tak piwo smakowało jak rozgryziona tabletka witaminy C. Wysycenie zaś wyraźnie drażniło język i przełyk. Gdyby nie infekcja piwo mogłoby być naprawdę przyjemne, choć tak po prawdzie nie mogę też powiedzieć, że degustowany przeze mnie Simcoe Pils był niepijalny. Nic z tych rzeczy. Po prostu w smaku i aromacie pojawiły się rzeczy, których być nie powinno.
Przypadek piwa Simcoe Pils pokazał, że w sezonie letnim pasteryzacja piwa jest nieocenionym dobrodziejstwem, bowiem skutecznie podwyższa jego trwałość. Szczególnie latem, gdy nietrudno o warunku niekorzystne dla piwa, należy być ostrożnym kupując piwa niepasteryzowane. Bo może się okazać, że piwo w szklance wyszło kwaśne – że tak sparafrazuję Artezana ;).
Cena: 7,15 zł za 0,33 l w stacjonarnym sklepie specjalistycznym