W grudniu ubiegłego roku Browar Maryensztadt ze Zwolenia obchodził swoje piąte urodziny. Z tej okazji wypuścił na rynek pięć piw – jedno z serii Nevermind oraz cztery z nowej linii ciemnych piw: Darkness My Friend. Część z nich trafiło do mnie w przesyłce, którą otrzymałem przed Bożym Narodzeniem. Tym, co mnie naprawdę cieszy, jest to, że znalazło się w niej m.in. black IPA, a dokładniej Darkness My Friend: DDH Imperial Black IPA. Czarnych „ipek” nigdy za wiele :).
Wszystkie urodzinowe piwa Maryensztadtu zostały rozlane do puszek. I bardzo dobrze, bo te prezentują się naprawdę bardzo dobrze. Szczególnie ładnie wygląda cała seria Darkness My Friend – etykiety są czarne, jedynym elementem graficznym są kolorowe „maźnięcia”, jakby wykonane pędzlem. Poszczególne piwa różnią się kolorem i kształtem tych maźnięć. Black „ipie” przypadł kolor żółty, który świetnie kontrastuje z czarną kolorystyką puszki. No, ładne to jest.
Równie ciekawie prezentuje się sam styl (choć jest to chyba jednak mimo wszystko najmniej interesujące piwo z serii Darkness My Friend), w jakim uwarzono recenzowane dziś piwo. To black IPA w imperialnej wersji. Styl w Polsce bardzo rzadko spotykany, bo – jak często wspominają browary – po prostu tego rodzaju piwa słabo się sprzedają. Podobnie jest z lekkimi stoutami, czy american stoutami. Bardzo nad tym ubolewam, bo bardzo lubię piwa ciemne, szczególnie te mocniej chmielone i nie tak mocne jak risy.
Darkness My Friend: DDH Imperial Black IPA – jak na swój styl – nie jest jakoś przesadnie mocne. W zasadzie jest niewiele mocniejsze niż wiele regularnych „ipek”. Niemniej trochę procentów w sobie ma. Nie to jednak jest najważniejsze. Dość bogaty zasyp zapowiada piwo, gładkie i aksamitne za sprawą dodatku słodu pszenicznego i owsianego, jak również płatków owsianych. Ekstrakt słodowy został być może dodany w ramach korekty ekstraktu. Równie ważne, o ile nie ważniejsze, jest w tego rodzaju piwie chmielenie. Tu też może dziać się sporo, ponieważ użyto trzech dobrze znanych i lubianych amerykańskich odmian: Mosaica, Simcoe, Amarillo oraz Citry. Zestaw dobrze znany, ale mogący wnieść wiele dobrego :).
Co ciekawe, jest to dopiero drugie imperial black IPA w historii recenzji na Chmielniku Jakubowym :).
Piwo pasteryzowane, niefiltrowane.
Data przydatności: 10.12.2021
Wygląd: Ciemnobrunatne, praktycznie czarne, zmętnione.
Piana: Beżowa, niezbyt obfita. Przy nalewaniu tworzy się sporo średnich i większych pęcherzyków. Szybko opada do obrączki i sporej, nieregularnej wyspy składającej się z większych „bąbelków”.
Aromat: Połączenie cytrusów, czekolady i nieco kawy.
Smak: Pełne, gładkie, aksamitne. W pierwszej chwili pojawia się dużo czekolady – piwo jest dość słodkie od słodów i owocowych nut chmielowych – głównie cytrusowe, ale również żywiczne. Pojawiają się nuty ciemnego pieczywa. Jest prażony słonecznik :). Goryczka poniżej umiarkowanej.
Wysycenie: Niskie.
Bardzo fajna czarna „ipa” :). Zasyp zrobił robotę – faktycznie piwo ma gładką, aksamitną, pełną teksturę. Dla mnie osobiście to piwo jest nieco odrobinę „ciemne” w smaku, chociaż nut typowo stoutowych, kawowych nie odnotowałem. Chmielowość bardzo dobrze łączy się z bazą słodową. Goryczka mogłaby być wyższa. Niemniej piwo jak najbardziej udane :).
Cena: piwo otrzymane w ramach współpracy barterowej z Browarem Maryensztadt