Lato powoli zbliża się ku końcowi (choć za oknem zdecydowanie tego nie widać), a ja w tym sezonie nie sięgnąłem jeszcze po żadne berliner weisse – styl, który świetnie sprawdza się w upalne dni. Ubolewam, że polski kraft jakoś omija szerokim łukiem ten styl, szczególnie w wersji bez żadnych dodatków. Tegoroczny sezon na „berlińskie białe” ratuje nieco Browar Brewery Hills, który wypuścił na rynek piwo Passion Fruit, uwarzone w stylu catharina sour, czyli można powiedzieć, że jest to takie trochę mocniejsze, owocowe berliner weisse właśnie.
Berliner weisse to wywodzące się z Niemiec (z okolic Berlina) lekkie, bardzo kwaśne piwo pszeniczne. Zwykle ma ono od 2,8 do 4% alkoholu, a kwasowość jest naprawdę intensywna i zbliżona do tej znanej z cytryny, przez co w Niemczech popularne są gotowe kompozycje berlinera z różnego rodzaju syropami smakowymi. Mi jednak smak czystych berlinerów jak najbardziej odpowiada, no ale jestem już przyzwyczajony do kwaśnych piw. Co ciekawe wariacja na temat tego stylu powstała kilka lat temu… w Ameryce Południowej, a dokładniej w Brazylii. Mowa tu u catharina sour łączący cechy berliner weisse z owocami charakterystycznymi dla strefy tropikalnej. Według BJCP tego rodzaju piwa są mocniejsze od ich niemieckich pierwowzorów, bo mogą mieć zawartość alkoholu sięgającą do 5,5%.
Passion Fruit z Browaru Brewery Hills – jak wskazuje jego nazwa – to piwo, do którego dodano sok z marakui, która w postaci świeżej (można ją czasem kupić w polskich marketach). Trunek zakwaszony został poprzez dodanie do niego kwasu mlekowego, co jest drogą trochę na skróty – bardziej ambitną (i zdecydowanie mniej przewidywalną) jest skorzystanie z „usług” bakterii kwasu mlekowego (Lactobacillus). Zresztą sama marakuja jest owocem dość kwaśnym – spodziewam się, że kwasowość piwa Passion Fruit będzie więc dość wysoka :). Patrząc na skład warto też zwrócić uwagę na to, że chmiel został wymieniony prawie na końcu, za drożdżami. Jest go więc najprawdopodobniej mniej niż drożdży. I w sumie nie jest to niczym dziwnym, wszak berliner weisse zdecydowanie nie należy do piw, w których chmiel odgrywa jakąkolwiek rolę (poza konserwującą).
Passion Fruit oczywiście trafiło do puszek – wielokrotnie podkreślałem już tu zalety tego rodzaju opakowania, więc tym razem nie będę rozwijał tego tematu. Etykieta tego piwa podoba mi się – utrzymana została w klimacie a’la komiksu. Widzimy na niej jegomościa, który w formie komiksowej chmurki wypowiada się właśnie na temat zalet puszki. Co prawda zwraca się on do odbiorcy per „hej, koleżanko”, ale patrząc na ostatnie zaangażowania Brewery Hills w stricte politycznym konflikcie o kwestię LGBT (po tęczowej stronie), to w sumie nie można się temu dziwić.
Data przydatności: 23.05.2021
Kolor: Świetliście złociste, wyraźnie opalizujące.
Piana: Ładna. Śnieżnobiała. Drobna i gęsta, umiarkowanie obfita. Po chwili zaczynają się tworzyć większe pęcherzyki i piana zaczyna opadać. Zostawia jakiś tam lejsing.
Zapach: Intensywnie owocowy (marakuja rulezzzz), nie wiem dlaczego, ale od razu kojarzy mi się z piwem kwaśnym. Piwa z lacto mają jakąś taką specyficzną „kwaśną” nutkę w aromacie.
Smak: Pierwszą moją myślą jest to, że piwo jest dość… słodkie. Na pierwszym planie jest sok owocowy i to dość słodki. I to mnie nieco zdziwiło, bo przecież świeża marakuja jest jednak raczej kwaśna. Kwasowość do kubków smakowych dociera po chwili i skutecznie równoważy słodkie nuty. Goryczki brak.
Wysycenie: Umiarkowane.
Passion Fruit to smaczne piwo, idealne na aktualnie panujące upały, chociaż zaskoczyła mnie stosunkowo wysoka słodycz, która nieco przykrywa kwasowość. Moja puszka stała w szafce w temperaturze sięgającej 28-29 stopni Celsjusza. I nic mu się nie stało, więc raczej nie ma tu problemu z ruszającą pod wpływem ciepła powtórną fermentacją, skutkującą przegazowaniem. A ponoć równolegle wypuszczony truskawkowy fruit ale ma aktualnie właśnie takie problemy.
Cena: piwo otrzymane w ramach współpracy barterowej z Browarem Brewery Hills