Gdy w ramach rekompensaty za przegazowane Mini Maxi Red dostałem od Browaru PINTY trzy piwa (dwa Deli Store oraz Oto Mata IPA), postanowiłem je ustawić w takiej kolejności, aby z rzędu nie recenzować tego samego stylu. No i mój plan poszedł w p…u, jak mawiał Siara Siarzewski. A wszystko przez jedno zdjęcie, które kilka dni temu pojawiło się w mediach społecznościowych. Przedstawiało ono puszkę piwa PINTA Deli Store #5 (Yuzu, Calamansi, Passion Fruit, Coconut), która wybuchła. A, że akurat to piwo miałem w zapasie, od razu sprawdziłem, jak u mnie wygląda sytuacja. No i faktycznie puszka była wyraźnie twardsza niż inne, a wieczko powoli zaczynało się unosić. Podjąłem więc szybką decyzję o rozbrojeniu potencjalnego granatu.
Pomimo swej popularności, pastry sour nie ma dobrej prasy. W tegorocznym sezonie letnim był to chyba najczęściej wybuchający styl w Polsce. A wszystko przez jego charakter – jest to zwykle piwo płytko odfermentowane (czyli zawierające sporo cukrów) z różnego rodzaju dodatkami, głównie owocami, które również dostarczają do piwa w miarę proste cukry. Wszystko to przy zaburzonej z jakiegoś powodu stabilności biologicznej produktu końcowego jest prostą drogą do… tzw. granatu, czyli wybuchu puszki/butelki spowodowanego rosnącym ciśnieniem w środku (jeśli fermentacja ruszy, to drożdże zjadając cukier produkują dwutlenek węgla). Poza tym dodatki niosą za sobą również inne ryzyko – przy braku filtracji mogą wnieść drobinki (nawet mikroskopijne), które w piwie mogą powodować tzw. wylatanie piwa, czasem określane jako gushing (chociaż precyzyjnie tym terminem określa się zjawisko spowodowane specyficznym zakażeniem słodu pleśnią/grzybem). I według Browaru PINTA właśnie z tym drugim scenariuszem mamy do czynienia w przypadku PINTA Deli Store #5. Jak już pisałem w osobnym wpisie, do niewielkiej części partii miały dostać się drobinki kokosa, które spowodowały przegazowanie piwa.
Zanim sprawdzę, czy miałem to nieszczęście trafić na wadliwą puszkę, naskrobię jeszcze kilka słów na temat recenzowanego dziś piwa. PINTA Deli Store #5 to klasyczny, owocowy, tropikalny pastry sour. Do piwa dodano bowiem laktozę, sok z yuzu, sok z marakui, sok z calamansi oraz kokosa. Zasyp jest oparty o słód jęczmienny, pszeniczny, płatki pszenne oraz maltodekstrynę (cukier złożony pochodzący ze słodu). Trunek został nachmielony odmianą Columbus, ale z doświadczenia wiem, że chmielenie nie odgrywa większej roli w pastry sourach.
Etykieta PINTA Deli Store #5 podoba mi się. Jest prosta, ale całkiem przemyślana. Dobrze koresponduje z charakterem piwa, jak również jest spójna z poprzednimi edycjami tej serii. Wyraźnie na niej widać, czego się spodziewać po tym piwie.
Piwo pasteryzowane, niefiltrowane.
Data przydatności: 19.05.2021
Wygląd: Złociste, świetliste, zamglone.
Piana: Piana, wysoka, drobna, sycząca – piwo jest ewidentnie przegazowane.
Aromat: Cytrusy, zmieszane z brzoskwinią/morelą (choć ani brzoskwini, ani moreli tu nie ma), świeży, intensywnie owocowe, niczym lemoniada.
Smak: Słodkawe, owocowe, intensywnie cytrusowe. Czuć wyraźnie również marakuję. Pełni dodaje kokos. Kwasowość na umiarkowanym poziomie, dobrze równoważy słodycz, nie wykręcając „mordki”. Piwo jest pełne, wyklejające jamę ustną.
Wysycenie: Bardzo wysokie, zatyka żołądek.
No i piwo było ewidentnie przegazowane. Co prawda, nie wyleciało z puszki, ale już przy otwieraniu zawleczki głośno syknęło i widać, że z opakowania uleciało naprawdę sporo gazu. Na szczęście zawartość została na swoim miejscu, choć i tak mocno się pieniła przy przelewaniu do szkła. Czuć było też wychodzenie gazu nosem oraz zapychanie żołądka dwutlenkiem węgla, co jest uczuciem średnio przyjemnym. Samo piwo było dobrze zbalansowane – dobrze zrównoważono słodycz i kwasowość. Trunek był intensywnie owocowy – w zasadzie wszystkie dodatki były wyczuwalne, choć rozpoznać yuzu i calamansi, gdy nie jadło się tych owoców, wcale proste nie jest. Gdyby nie przegazowanie, byłby to naprawdę dobry przedstawiciel swojego stylu.
Cena: piwo otrzymane w ramach rekompensaty od Browaru PINTA