W lutym, jeszcze przed wybuchem koronawirusowej pandemii, Browar Łąkomin świętował piąte urodziny. Z tej okazji wypuścił pięć nowych premier, które odbywały się przez pięć tygodni w lokalach w całej Polsce, w tym m.in. w szczecińskim The Office. W Szczecinie zadebiutował american strong lager MUSTANG: I’m Legend, którym dziś zajmę się tu na portalu.
Tak wiem, sporo wody w Odrze upłynęło już od tamtego czasu, co przy piwach niepasteryzowanych nie zawsze jest korzystne. W tym przypadku jestem jednak spokojny – trunek ma aż 9,1% alkoholu, więc zdecydowanie należy do piwnej wagi ciężkiej, a tym samym zakładam, że siedem miesięcy oczekiwania nie jest mu straszne. Jedynym, o co się boję, jest charakterystyczny dla american strong ale’a aromat amerykańskich odmian chmielu – ten mógł już w znacznej części ulecieć. No, ale może jednak nie będzie tak źle :).
Nazwa piwa MUSTANG: I’m Legend nawiązuje do pasji piwowara Łąkomina Adama Śmiglaka, którą są Fordy Mustangi. O ile wiem, on sam takowym jeździ. Na etykiecie mamy więc typowego „jankesa” w kurtce z kołnierzem stójkowym, z bandaną na szyi i kapeluszem z rondem na głowie. W tle widać sylwetkę samochodu mustang oraz powiewającą amerykańską flagę. Stylowo :).
– Mocne, intensywne amerykańskie ale, wielowarstwowe, pełne w smaku, słodowe z wyrazistą goryczką i z cytrusowy, lekko żywicznym aromatem. Piwo z charakterem i z pazurem, takie jak mustang – czytamy na etykiecie recenzowanego dziś piwa.
MUSTANG: I’m Legend zostało nachmielone trzema amerykańskimi odmianami chmielu – Chinookiem, Amarillo oraz Citrą. Z ciekawszych dodatków, które zostały użyte w tym piwie, na pewno należy wspomnieć o cukrze demerara. Jest to brązowy, nierafinowany cukier trzcinowy, który ma charakterystyczny karmelowy posmak. Tego rodzaju dodatki są charakterystyczne dla belgijskich mocnych piw, charakteryzujące się balansem przesuniętym w kierunku wytrawności i głębokim odfermentowaniem.
Piwo MUSTANG: I’m Legend zakupiłem przy okazji mojej krótkiej wizyty w Łąkominie, który akurat leżał na trasie mojej podróży :).
Piwo niepasteryzowane, niefiltrowane
Kolor: Miedziane, ciemne. Pod światło wpada w głęboki pomarańcz.
Piana: Umiarkowanie obfita, drobna, gęsta. Beżowa. Opada do równomiernej, cieniutkiej warstwy. Zostawia śladowy lejsing.
Zapach: Chmielowy – słodkie cytrusy, owoce tropikalne, winogrono, rodzynki, figi. Sporo karmelu i nut opiekanych.
Smak: Słodziaszek. MUSTANG I’m Legend to piwo słodkie, trochę wyklejające podniebienie. Sporo tu klimatów kojarzących się z piwami belgijskimi – kandyzowane owoce, sporo owoców suszonych. Nie ma jednak przyprawowych fenoli. Są natomiast przyjemne cytrusy i owoce tropikalne, ale niezbyt intensywne – są raczej tłem. Trunek jest gładziutki, „śliski” na języku. Po ogrzaniu pojawiają się nuty karmelowe, toffee, opiekane. Na finiszu wyraźna chmielowa goryczka. Alkohol świetnie ukryty.
Wysycenie: Niskie.
Kupując to piwo nie spojrzałem, że jest to piwo mocne – i gdzieś w tyle głowy miałem, że w zapasach mam jeszcze jakiegoś lekkiego pale ale’a, choćby dlatego że Łąkomin mocarne trunki rozlewa zazwyczaj do małych butelek o pojemności 0,33 litra. A tu mamy american strong ale’a opakowanego w butelkę 500-militrową. Ot, jakoś mnie to zmyliło :P. Chociaż nie powiem – było to dla mnie dość miłym zaskoczeniem :). Samo piwo jest bardzo dobre, gładkie i intensywnie słodowe. Sporo w nim owoców, a na finiszu mamy naprawdę wyraźną, intensywną goryczkę :). Bardzo fajne piwo :).
Cena: bodaj 15 zł za 0,5 litra w sklepiku przy Browarze Łąkomin (nie pamiętam dokładnie)