Milk stout może nie jest idealnym piwem na upały, ale ostatnio ciemne piwa na moim blogu pojawiają się niezbyt często. W mojej piwnej szafce mam całkiem sporo risów i porterów, które jednak w obecnych warunkach są zdecydowanie zbyt dużym kalibrem. Jedynym lżejszym ciemnym piwem okazał się właśnie Milk Stout z Browaru Bytów. Ale nie jest to taki zwyczajny przedstawiciel swojego stylu, ponieważ w jego składzie znalazł się ekstrakt z wanilii.
Milk stouty lubię i dlatego też dość często pojawiają się na moim blogu. Jak dotąd zrecenzowałem ich 17 :). Zawsze powtarzam, że jest to fajny styl dla początkujących beer geeków, ale wiąże się z nim pewne niebezpieczeństwo – laktoza. Wiem, że wiele osób nie toleruje laktozy lub niezbyt dobrze ją trawi. Może się to okazać pułapką szczególnie dla tych, którzy nie znają jeszcze mlecznych stoutów i nie czytają składu spożywanych przez siebie produktów. Co prawda również w Polsce powstaje sporo wariacji na temat innych piwnych stylów właśnie z dodatkiem cukru mlecznego i na półkach sklepów specjalistycznych zawsze znajdziemy ich przynajmniej kilka.
Dlaczego w ogóle dodaje się akurat laktozy? Odpowiedź jest prosta – jest to cukier nierefermentowalny przez drożdże, przez co dodany podczas gotowania przechodzi do gotowego piwa, dosładzając je. Daje on też ciekawą, charakterystyczną słodycz, kojarzącą się z produktami mlecznymi, a w połączeniu z kawowymi nutami stoutu – z posłodzoną kawą.
Milk Stout z Browaru Bytów to dość mocny przedstawiciel stylu, ponieważ ma aż 6,3% alkoholu. Zwykle są one słabsze (nie mówią tu o imperialnych milk stoutach) i ich woltaż oscyluje około 5% i mniej. Mamy tu zasyp oparty o słód pszeniczny z dodatkiem płatków owsianych i prażonej pszenicy. Oprócz laktozy do piwa dodany został ekstrakt z wanilii. Z analogiczną sytuacją spotkałem się w przypadku uwarzonego w kooperacji z Rockmillem imperialnego porteru „R”, do którego również trafił ekstrakt. Niektórzy tego szanują, ja mam podejście ambiwalentny. Póki się z nim nie przesadzi, co daje mega sztuczne efekty, nie przeszkadza mi :). Jak w przypadku pozostałych piw z Browaru Bytów, z etykiety nie dowiemy się, jakich chmieli użyto. Jednak w milk stoutach i takgra on drugorzędna rolę, więc tego się nie czepiam.
Styl: milk stout
Ekstrakt: b/d
Alk. obj.: 6,3%
IBU: b/d
Data przydatności: 04.01.2019
Kolor: Czarne, nieprzejrzyste.
Piana: Obfitością nie grzeszy, jednak jest drobna i gęsta; umiarkowanie trwała. Redukuje się do obrączki.
Zapach: Kawowy, z wyraźnym słodkawym, waniliowo-mlecznym niuansem. Pojawia się też czekolada. Tak, wanilia jest tu bardzo wyraźna.
Smak: Jest dość słodko – laktoza i wanilia fajnie ze sobą współgrają, dając naprawdę przyjemny efekt. Do tego dochodzi kawa i nieco czekolady. Goryczka zaznaczona, dobrze wkomponowana, głównie palona. Sprawia, że piwo nie jest muląco słodkie. Zostawia długi kawowy posmak. Piwo ma zaskakująco gładką, treściwą teksturę – zapewne jest to zasługa płatków owsianych.
Wysycenie: Umiarkowane, mogłoby być ciut niższe.
Tym, na co często narzekam przy okazji degustacji milk stoutów, jest z reguły niska pełnia. Po prostu laktozowa słodycz sprawia, że podświadomie mózg spodziewa się czegoś bardziej treściwego. Tu pełnię podbijają płatki owsiane i swoje też robi wanilia, która, choć nie sprawia, że piwo jest realnie gęstsze, to jednak sprawia, że jest słodsze, oszukując przy tym nieco mózg. Poza tym piwo jest smaczne, bez wad. No, być może przyczepić można byłoby się do ciut za wysokiego wysycenia, ale to akurat jest drobiazg.
Cena: piwo otrzymane w ramach współpracy z Browarem Bytów