Świdnica była niegdyś słynna na całą Europę z warzonego u siebie piwa. Obecnie to 60-tysięczne dolnośląskie miasto powoli powraca do tradycji piwowarskich. W samym centrum działa Browar Świdnica, zaś w pobliskim Żarowie warzy Hoppy Lab. Niedawno natomiast wystartował Browar Pivovsky, który w tej chwili warzy chyba kontraktowo. Dobra, ale wrócę do Browar Świdnica, od którego na tegorocznym Pikniku nad Odrą w Szczecinie otrzymałem dwa piwa: recenzowanego już na blogu Endemita oraz risa leżakowanego w beczce po whisky Isle of Jura o nazwie Raven. I właśnie na „kruka” przyszła dziś kolej :).
Browar Świdnica wystartował niemalże trzy lata temu, w lipcu 2015 r. Jego założycielem i jednocześnie piwowarem jest Rafał Harchala. Używany w browarze sprzęt albo został wykonany własnoręcznie, albo został przerobiony z innego rodzaju urządzeń. Swoje piwa sprzedaje głównie wokół komina (np. pils jest wysyłany do restauracji), więc w moim regionie świdnickie piwa pojawiają się bardzo rzadko, o ile nie wcale.
Z tego co zauważyłem w internetach, Browar Świdnica nie ma zbyt dobrej prasy wśród beer geeków. Zarówno na Ratebeer.com, jak również na Untappd, czy też Polskim Krafcie piwa z tego browaru zbierają raczej mocno średnie oceny. Wg użytkowników portalu polskikraft.pl najlepiej oceniane są Imperial Kriek, którego bazą jest quadrupel, oraz porter bałtycki, który jednak próbowany przeze mnie w Szczecinie był bardzo diacetylowy. No, nic – mam nadzieję, że dzisiejszy ris spełni pokładane w nim nadzieje, szczególnie że nie miałem okazji próbować whisky Isle of Jura, ale również piw leżakowanych w beczkach po tym alkoholu.
Isle of Jura to whisky pochodząca, jak sama jej nazwa wskazuje, z wyspy Jura. Leży ona w pobliżu znanej z torfowych destylatów wyspy Islay, co jednak nie oznacza, że whisky z Jury również zaliczają się do tych „peated”. Otwarta w 1810 r. gorzelnia Isle od Jura do produkcji swoich trunków wykorzystuje jedynie znikome ilości torfu, przez co akcenty dymne są niemalże niewyczuwalne w smaku. Wyjątkiem są wypuszczane co jakiś czas edycje specjalne, które bywają nawet silnie torfowe. Warto też wspomnieć, że wspomniana destylarnia do leżakowania swoich trunków używa głównie beczek po bourbonie, ale też beczek po sherry oloroso (trafia tam około 10% whisky).
Styl: imperial stout leżakowany w beczce po whisky
Ekstrakt: 22° Plato
Alk. obj.: 10%
IBU: 3/4 liniowego piktogramu
Kolor: Ciemnobrązowe. Nieprzejrzyste, wręcz błotniste od osadu drożdżowego.
Piana: Głośne syknięcie spod kapsla zwiastowało kłopoty. Zaraz po otwarciu butelki piwo zaczęło się bardzo szybko podnosić i wylatać. Piana błyskawicznie wypełniła dwa pokale i nie chciała przestać się podnosić. Gdy próbowałem ją na bieżąco spijać z butelki, myślałem, że wyjdzie mi nosem. Gdy w końcu piwo przestało się pienić, piana błyskawicznie zniknęła.
Zapach: Czekolada, kawa, wanilia od beczki, delikatne muśnięcie wędzonki. Po ogrzaniu w aromacie pojawiają się dzikie, owocowe, winne aromaty. Wiele wskazuje na to, że piwo zakaziło się brettami i cukier został dojedzony (mimo przechowywania w lodówce).
Smak: Raven to piwo ostre, gryzące od alkoholu – nuty spirytusowe pojawiają się już w pierwszym łyku. Poza tym w smaku mamy wyraźną czekoladę uzupełnianą kawą. Na pograniczu autosugestii pojawia się „drewniana” wanilia. Finisz intensywnie goryczkowy, palony i popiołowy. Nieprzyjemny.
Wysycenie: Wysokie. Nawet gdy piana opadła, po zamieszaniu piwo przez chwilę głośno syczało.
Oj, wyraźnie coś tu nie pykło. Piwo musiało zostać zakażone, czego efektem jest zarówno silne przegazowanie i gushing, jak również winne nuty w aromacie, których jednak być nie powinno. Być może winowajcą są mikroby, które zagnieździły się w beczce. Chociaż z drugiej strony beczka po whisky pod tym względem powinna być w porównaniu choćby do tych po winach, stosunkowo bezpieczna. No, ale nie zawsze tak jest, czego przykładem może być właśnie recenzowany dziś Raven. Co ciekawe, Raven – z uwagi na brak pasteryzacji – przez cały czas stał u mnie w lodówce. Poza tym miałbym zastrzeżenia także do samej bazy tego piwa, ponieważ finisz jest nieprzyjemnie gorzki, wręcz popiołowy. Jest tu sporo do poprawy.
Cena: piwo otrzymane w ramach współpracy z Browarem Świdnica